Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Sol z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 3435.45 kilometrów w tym 107.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.06 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Sol.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Kwiecień, 2012

Dystans całkowity:192.72 km (w terenie 18.00 km; 9.34%)
Czas w ruchu:07:51
Średnia prędkość:19.20 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:32.12 km i 1h 57m
Więcej statystyk
  • DST 20.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Piwo(t)

Sobota, 28 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 2

Pierwsze wyjście po dwóch tygodniach w dupie (w sensie samopoczucia) i na dupie (w sensie co robiłem) i od razu na piwo. Heh, jak najbardziej prawidłowe zwieńczenie rekonwalescencji, co jest tak oczywiste, że bardziej oczywiste być nie może.

Zwłaszcza, że piwo było duże, ciemne i dobrze wchodziło.

To tyle tytułem wstępu, czas na rozwinięcie. Ok - tak naprawdę skończyła mi się wena i nie chce mi się na siłę wymyślać porównań między browarem a rowerem. Wystarczy, że to dobre i to dobre.

Piwo to tak naprawdę Pivot Mach 5.7c, jeden z kandydatów na nową ramę. Normalnie żeby się nim kulnąć musiałbym drałować do Bielska-Białej, ale los chciał, że jeden egzemplarz trafił do stolycy, a jego szczęśliwy właściciel nie jest wałem i się podzielił ;) (piona razor).

Tytułem dygresji - ja bym nie dał, niech się ślinią ;). End of dygresja.

To drugi sprzęt na dw-linku, który dane było mi objechać. Wcześniej tą przyjemność miałem z Sultanem, dzięki uprzejmości lukasa z pogobikes.pl



Nie żebym narzekał, ale coś często z tym dw-linkiem na siebie wpadamy ;)

Wrażenia Machowskie jak najbardziej pozytywne, tym cenniejsze że miałem bezpośrednie porównanie do mojego HT. Odsuwając na bok oczywiste różnice wynikające z geo, przeznaczenia i sztywnego ogona, Pivot jest zauważalnie stabilniejszy (nie leci na bok w ciasnych nawrotach), jakieś 100% pewniejszy na zjazdach, a praca tyłu to po prostu miód. Piękne ugięcie, ale z wrażeniem sprężystości, bez zapadania i tak fajną amplitudą, że morda sama się śmieje i chce się jeszcze. Na płaskim nie buja, platforma jest w sumie zbędna, ale przyspieszeń a la HT nie ma co oczekiwać. To zrozumiałe, bo jest to sprzęt AM, funbikem zwany także, co nota bene bardzo pasuje do odczuć z jazdy.

Przesiadka z powrotem na HT wywołała coś w stylu szoku termicznego. Tyle, że to był szok sztywnościowy, czułem się jak na stalowej drabinie, wysokiej w chuj, co się gibie od samego patrzenia na przednie koło.

Przeszło, ale ja chcę fulla i już.

Niebawem kolejny test, tym razem 29 i to sprzętu, który naprawdę mocno wlazł mi w łeb. Się zobaczy czy sprosta oczekiwaniom.

A póki co moja blada dupa (i łyda) w akcji wspinaczkowej.



A co do reszty, jeszcze tydzień na spokojnie i wracam do TCC.




  • Aktywność Jazda na rowerze

Dupy ciąg dalszy

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 0

Powiem krótko - jest do dupy.

Swędzi mnie. Nie wysypka, bo ta się przestraszyła antybiotyku i spierniczyła praktycznie do cna, ale dusza swędzi mnie. I nogi trochę też - z tęsknoty, nie brudu, spieszę wyjaśnić.

Na dworze idealne 16 st. Miejscówka również nienajgorsza, bo rodzinne strony, a te mimo że niby płaskie (Białystok), dają gdzie pojeździć i się zaprawić. Np. wzgórza Świętojańskie albo trasy Mazovii wokół Supraśla.

I dupa. Mogę se najwyżej herbatę miodem zaprawić, bo szlaban póki co ani drgnął i nie zamierza jeszcze przez tydzień.

Fuck, akurat gdy razor poskładał swoje cudo i obwieścił je światu. Serio, podmuch mijającej okazji do objechania mało nie zwalił mnie z nóg. Fuck!

Ale żeby nie być całkowicie bezproduktywnym cyklistycznie, posnułem trochę planów.

Po pierwsze zagadnąłem jakiegoś Turka na mtbr o traski wokół Manavgatu. Nie byłem tam, a będę, więc sugestie autochtona będą mile widziane, zwłaszcza że okolica nie wygląda na płaską.

Po drugie zamówiłem porządniejsze oczy z korekcją.

Po trzecie zacząłem ustawiać wizytę w Zakopanem, u wiadomego pana w wiadomym celu.



Podobną ramkę przetestuję, mam nadzieję, dzięki uprzejmości razora.



A kolejną jak się doczekam odpowiedzi od dystry. A czekam już długo, więc w ramach planowania popędziłem.

Co nie zmienia faktu, że aktualny stan rzeczy jest do dupy.

I tym optymistycznym akcentem mówię orewła.




  • Temperatura 38.5°C
  • Aktywność Jazda na rowerze

Atak szkarłatnego gówna

Piątek, 20 kwietnia 2012 · dodano: 20.04.2012 | Komentarze 4

Pani Eskimos w samym sercu Grenlandii wzięła i powiła Murzynka.

Można przypuszczać, że Pan Eskimos poczuł się w tej sytuacji lekko zaskoczony.

Tak samo lekko zaskoczony się poczułem, gdy wychnąwszy wczoraj z wanny i przejrzawszy się w lustrze, stwierdziłem obecność licznych czerwonych kropeczek na klatce mej.

I języka czerwonego tyż.

Nie, to nie kiła ani wrzód miękki, odpowiadając na niewypowiedziane pytania wasze.

To zwykła szkarlatyna.

Wprawdzie dosyć późno pojawiła się w życiu mym, albowiem to choroba dzieci jest.

Ale cóż, widocznie nie jestem taki stary jak pokazują cyferki na stronie głównej.

W zasadzie to nawet czuję się taki jakiś nobilitowany schorzeniem tym. No i dobrze, że to nie ospa czy jakaś inna odra.

Skąd ono? Proste wpizdu - z przedszkola przytargane, przez jedną z pociech mych.

To tłumaczy dlaczego przez ostatnie dni czułem się jak gówno.

I daje prostą perspektywę na najbliższe dni kilkanaście.

Prostą wpizdu jak drut - zero roweru - akurat gdy postanowiło się wypogodzić i kroił się fajny start w NDM.

Wpizdu.




  • DST 18.00km
  • Teren 18.00km
  • Czas 01:00
  • VAVG 18.00km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczebel repeat

Niedziela, 15 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 4

Po wczorajszym wstałem lekko wyżęty.

Wstałem to może za dużo powiedziane - zwlokłem się i dla przyzwoitości uciąłem jeszcze 5 min drzemeczkę, na dywanie.

To nie tyle dlatego, że nie dospałem, co po prostu nie lubię wstawać wcześnie. Azaliż wcześnie dziś musiałem wstać.

Rzut oka za okno nie był zachwycający. Oko wróciło zmoknięte i lekko zawiane.

Ale ponieważ umówiłem się na spotkanko z chłopakami z emtb.pl, nie wypadało nie wpaść. Wciągnąłem więc frjusztuk, zapakowałem majdan i uderzyłem na azymut Kampinosu.

Po drodze myślałem czy by nie zacząć z Roztoki i sprawdzić czy coś się poprawiło kondycyjnie od ostatniego razu. Ale rzut oka na zegarek i konfrontacja z dalszym planem dnia wyleczył mnie z tych myśli. Nie dałoby się.

Wylądowałem więc w Górkach, ściągnąłem sprzęt i sru. Tzn. najpierw sru po płaskim przez Górki żeby się rozgrzać. Szczebel ma bowiem to do siebie, że na początku atakuje podjazdami i lekko rozmiękłą nawierzchnią, więc ładowanie się nań na ostro bez rozmachania nóg i organów bijąco-dmiących może skończyć się widokiem tychże na kierownicy.

Ale ponieważ w Górkach piździło i waliło deszczem, więc moje niedospane ja samo zawróciło i wbiło na szlak.

Jechało się jak zwykle, tj. na początku ciężko, potem na drugim oddechu coraz lepiej. Singiel jest generalnie fajny, niezbyt kręty, ale dość długi i urozmaicony. Fajniej się wraca, bo duża część z górki, więc idzie złapać flow, a krótkie i strome zjazdy które zalicza się w pierwotnym kierunku pozwalają poćwiczyć technikę podjazdów. Przygód praktycznie nie było, poza tym że wielbione przeze mnie Time zawiodły na jednym ze zjazdów, uwalniając niespodziewanie stopę i kładąc mię elegancko w krzaki. Winę ponosi pewnie piach zmieszany z błotem, który dokumentnie oblepił buty i przy okazji osłabił wpięcie.

Po drodze z powrotem spotkałem ekipę ciężkozbrojnych z emtb (pozdro!). Zamieniliśmy kilka słów i uderzyliśmy dalej - każdy w swoim kierunku.

Fot parę:








Kategoria Teren


  • DST 22.00km
  • Czas 01:15
  • VAVG 17.60km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Coś w stylu relaksu

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 15.04.2012 | Komentarze 0

Dzisiaj miała być godzina lajtowego kręcenia.

Nieopatrznie pojechałem jednak do Fortu Bema.

A tam jak zwykle, podjaździki, zjaździki, singieleczki kręte, wąskie trawersiki.

I noc. I Medżikszajn na kasku mym.

Czyli pure fun.

Tyle że w którymś momencie tak się jakoś zdziwiłem co mi tak w klacie pika i nogi jakby palą. A potem pomyślałem, że to w sumie normalne jak się gania z wywalonym ozorem od górki do górki.

No tak, miało być lekko ...

Nie było.

Ale za to było fajnie.




  • DST 44.00km
  • Czas 01:56
  • VAVG 22.76km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rundka

Czwartek, 12 kwietnia 2012 · dodano: 12.04.2012 | Komentarze 0

Dziś powrót do założeń sprzed tygodnia.

Target - 2 h kręcenia w tempie, coś a la EM w okresie trenażerowym, tyle że mocniej.

Plan wykonany. Objechałem sobie po prostu miasto i wróciłem godzinę temu.

Może to dziwnie zabrzmi ale lubię jeździć nocą i w deszczu. Dzisiaj miałem jedno i drugie, więc mogłem spokojnie oddać się lubieniu ;)

Wynik byłby lepszy, ale przelatując przez Kępę Potocką zauważyłem fajną miejscówkę do ćwiczenia równowagi, w postaci długich schodów z dwiema (nie wiem jak to nazwać) kładkami dla wózków. Jeździłem kładką w górę i w dół, aż przestałem się majgać. Fajne.

Do tego wcześniej trochę rundek w górę i w dół przy Stawach Kellera i wizyta na Kopcu PW, na którym niemal rozjechałem lisa.

Medżikszajn rządzi ;)




  • DST 66.72km
  • Czas 03:40
  • VAVG 18.20km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Wolin

Piątek, 6 kwietnia 2012 · dodano: 06.04.2012 | Komentarze 0

Wolin siedział u mnie w głowie od dłuższego czasu, a konkretnie od momentu gdy go odwiedziłem parę lat temu i zostawił w mej pamięci niemal górski obraz. Ok, powiedzmy że pofałdowany ;)

Korzystając z okazji wizyty w Szczecinie wynegocjowałem dzień tylko dla mnie, zapakowałem sprzęt i uderzyłem na wyspę.

Plan był prosty. Ponieważ jest to wyspa, to powinna dać się objechać dookoła, tak se koncypowałem. Wobec tego plan zakładał objazd wyspy ;)

Pozostało tylko wybrać sposób realizacji planu, czyli po naszemu mówiąc - trasę. Tutaj sięgnąłem po sprawdzoną inspirację czyli przewodnik rowerowy Pascala/Bb po Pomorzu. Sięgnąłem celnie, bo już praktycznie na samym początku autorzy częstują trasą wokół Wolina, mocno akcentując aspekt terenowy i nawet jakby przed nim momentami przestrzegając. Heh, trudno o lepszą zachętę, nieprawdaż?

Konsultacja z mapą potwierdza, że trasa obejmuje dwa główne szlaki piesze, czerwony na północy oraz niebieski na zachodzie i południu, reszta to dojazdówki asfaltem. Całość zaczyna się z miejscowości Wolin, skąd jedziemy asfaltem na północ przez Unin do Kołczewa, za Kołczewem wbijamy na czerwony szlak na zachód, potem według wyboru asfalt lub brzeg morza do Międzyzdrojów, a stamtąd niebieski na południe do Lubina, a następnie na wschód do Wolina. To właśnie nad niebieskim autorzy rozwodzą się najwięcej, podkreślając że jest trudny. Wspominałem coś przed chwilą o zachęcie? ;)

A teraz do rzeczy. Dojazd do Kołczewa i początku czerwonego to relaks. Asfalt, praktycznie bez wzniesień, tyle że trochę piździło. Ale czego w sumie oczekiwać od niemal otwartej przestrzeni i + 4 na termometrze.

Czerwony również nie jest jakimś szczególnym wyzwaniem. Szeroki, trochę pod górę, ale podjazdy są łagodne i dość krótkie. Momentami kojarzył mi się z czerwonym od Roztoki, tyle że IMO krajobraz jest bardziej atrakcyjy, pewnie dlatego że nowy. Najfajniejszy fragment to zjazd spod latarni Kikut, tyle że nie jest to fajność najwyższego rzędu, bo stromy fragment jest krótki, a dalej hamuje nas zwalone drzewo. To - czego jeszcze nie wiedziałem - specjalność zakładu.

Dalej mamy trochę w górę trochę w dół, aż dojeżdżamy w okolice Wisełki. Tutaj można albo kontynuować czerwonym do plaży i kulać się do Międzyzdrojów po piachu, albo kulturalnie wbić na asfalt przejechać trochę więcej, ale na pewno szybciej.

Wybieram opcję II. Parę lat temu przegoniłem plażą prawie 20 km i nie należało to do przyjemności. Łyżeczką miodu było w zasadzie tylko to, że Bb puścił moją fotkę z tamtej wyprawy ;) Ale ten argument jakby stracił na aktualności, więc twardo wbiłem na szosy wstęgę i zabawiłem się w kolarzówkę.

W międzyczasie kalkulowałem sobie czas powrotu, zakładając że jeżeli niebieski jest tak samo bezproblemowy jak czerwony, to zaliczę wszystko wcześniej i może jesze gdzieś wyskoczę.

No właśnie - JEŻELI.

W Międzyzdrojach chwilę musiałem pokluczyć zanim natrafiłem na niebieski szlak. Ba, nawet już jak na niego trafiłem to i tak skręciłem źle, bo zwiedziony opisem z przewodnika o szerokim początku poleciałem jakąś leśną drogą.

Po powrocie wyszło na jaw co autorzy mieli na myśli mówiąc o tym, że jest trudny.

Po pierwsze jest interwałowy - idzie w górę i w dół praktycznie non stop.

Po drugie jest stromy - o ile na czerwonym i w Wwie praktycznie nie korzystam z młynka, tutaj był potrzebny - często.

Po trzecie jest korzenny - już pierwszy konkretniejszy podjazd na starcie szlaku pokazał dobitnie niedoskonałości mojej ramy (ok, techniki też ;)). Pokazał podtykając wysokki korzeń, przez który przerzuciłem front, ale tył zatańczył, uciekł spod tyłka i buch. O nie ty %$%#%$ - rzekłem kulturalnie w duchu - zjechałem i zmieliłem francę jeszcze raz.

Po czwarte i najważniejsze (bo nieuwzględnione w przewodniku) - szlak ma bardzo nieprzyjemną nawierzchnię. Jest twardsza i goła tylko fragmentami, w pozostałej części jest to albo dywan z liści gruby na pół łydki, pomieszany z patykami, albo rozryta przez tutejszą faunę i mięciutka ziemia, albo dywan z łupin z jakiegoś Wolińskiego drzewostanu. W pierwszym i drugim przypadku szlak hamuje i męczy, a poza tym zaskakuje tym co leży pod liśćmi. W trzecim praktycznie pozbawia przyczepności, głównie na podjazdach.

Im dalej na południe tym nawierzchnia gorsza. Masakra zaczyna się zwłaszcza za trasą S3 (która nota bene przecina szlak na pół, a ponieważ jest ogrodzona zmusza do niezłego kombinowania co dalej), gdzie stopa ludzka ewidentnie nie stanęła od dłuższego czasu (nie mówiąc o kole), natomiast stopa żubra czy innego dzika owszem.

Skutek był taki, że musiałem targać rower nawet na łagodnych podjazdach, a wyprawa rowerowa zaczęła pomału przekształcać się w pieszą.

Na wysokości Wapnicy uznałem, że dalsze trzymanie się szlaku nie ma sensu i zniechęcony wbiłem na rowerowy, którym kulturalnie doturlałem się do Wolina. Szkoda, bo za Lubinem jest ponoć fajna interwałowa traska wzdłuż zalewu.

Wyspę mimo wszystko polecam, bo krajobrazowo jest świetna, a niebieski jest wart odwiedzenia, nawet jeżeli przejezdna jest tylko część. BTW, nie wiem czy problem z nawierzchnią to nie rezultat pory roku, w której odwiedziłem szlak. Być może w ciągu lata się oczyści.

Być może.

Fot parę:

Czerwony - przed Kikutem



Drzewko - nic czego nie można byłoby przeskoczyć ;)



Źle ustawiona przerzutka + młynek = grzebanie w łańcuchu



Sytuacja to droga szybkiego ruchy zbudowana na szlaku. A to wyjście z sytuacji (btw, ciekawe ślady łapek w środku)



Typowa nawierzchnia na niebieskim. Z tych bardziej lajtowych.




  • DST 22.00km
  • Aktywność Jazda na rowerze

Plan co se w łeb strzelił

Wtorek, 3 kwietnia 2012 · dodano: 06.04.2012 | Komentarze 0

Kolejny tydzień poszedł się gonić, dzięki masakrycznym wprost ilościom roboty w robocie.

Nic dziwnego, że się wkurzyłem i zapowiedziałem sobie w lustrze rano, że ma być konkretna trasa, konkretne tempo i konkretne coś tam jeszcze.

W planach stanęło na pętli wokół Wwy, z prostym założeniem, że na całość daję ok. 2:30, głównie jadę w tempie i po drodze na osłodę zaliczam Kopiec PW. Zaliczam niejako od tyłu, wcześniej lecąc od Mostu Gdańskiego do Siekierkowskiego, przecinam ten ostatni i zbliżając się do Ursynowa odbijam w prawo na skrót idący wierzchem rury ciepłowniczej praktycznie do samego Kopca. Tam miało być parę minut zabawy i tempo na północ, do Bielańskiego.

Na tymże Kopcu plan łaskawie uznał, że nie ma zamiaru się wykonać.

Tak mi się fajnie pomykało, że co chwila wracałem na górę powtarzając jak mantrę, że to ostatni raz. No i wymantrzyłem.

Za którymś razem usłyszałem swojskie "pssst". Uświadomiłem sobie jednocześnie, że nie mam ani pompki ani dętki ani kasy.

Tym samym trening tempa zmienił się w trening długodystansowego prowadzenia roweru i zgrzytania zębami.

Ale nie ma tego złego. Korzystając z okazji nabyłem wreszcie Fossa i póki co bangla aż miło.