Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Sol z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 3435.45 kilometrów w tym 107.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.06 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Sol.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Maratony

Dystans całkowity:47.00 km (w terenie 47.00 km; 100.00%)
Czas w ruchu:02:30
Średnia prędkość:18.80 km/h
Liczba aktywności:1
Średnio na aktywność:47.00 km i 2h 30m
Więcej statystyk
  • DST 47.00km
  • Teren 47.00km
  • Czas 02:30
  • VAVG 18.80km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Pierwszy raz (rumieniec)

Niedziela, 25 marca 2012 · dodano: 25.03.2012 | Komentarze 0

Pierwszy raz na maratonie of koz.

No więc wystartowałem, przejechałem i dojechałem.

A wyglądało to z grubsza tak, że ponieważ nastała pogoda, trenażer poszedł do naprawy, a ja poczułem rowerowy zew (w sensie że non stop swędzi mnie dusza - chce wyłazić i jeździć), postanowiłem przy okazji upiec drugą pieczeń i sprawdzić formę.

W sensie sprawdzić trochę bardziej miarodajnie niż poziomem zadyszki na Szczeblu.

A ponieważ trudno o bardziej miarodajny sprawdzian niż maraton, to się wziąłem i zgłosiłem.

Wybór padł na PolandBike i Legionowo, bo raz że w mało mi znanych terenach, dwa że w towarzystwie (pozdro Safian i lukas85), a trzy że w sobotę. Niedziele odpadają - każdy kto próbował zapisać trzylatka na basen w sezonie wie ocb i że zdobyte miejsce jest święte ;).

Przygotowaniami do startu nie ma co się rajcować, bo ich nie było. Sprawdziłem tylko czy wydolę w terenie, czy nie zardzewiała technika i czy zeszłosezonowy strach po złamaniu odjechał na dobre. Testy wypadły pozytywnie, więc pozostało się stawić i wystartować.

No to się stawiliśmy (pozdro jeszcze raz) i ruszyliśmy.

Przy starcie z ostatniego sektora trudno oczekiwać cudów i takowych nie było. Początkową euforię (wystartowałem, JADĘ, o fak, JADĘ) szybko zastąpiły realia. A te to sznur rowerzystów przed tobą, który ma denerwującą tendencję do przytykania się w co węższych miejscach. A tych trochę było, zwłaszcza na początku. Dlatego tempo momentami było żółwie - i pozostało tylko zgrzytać zębami. Szczególnie irytujące były zastoje przed zjazdami, gdy nagle ktoś postanawiał zejść i korkował całą resztę, tym bardziej że żaden zjazd nie zasługiwał na aż taki szacunek.

Nauczka na przyszłość - trza mocniej pruć na początku.

Poziom techniczny był pomijalny, nic zaskakującego i dużo piachu. Niektóre single bardzo ok, podjazdy niewykańczające i - co fajne - dało się momentami pruć bokiem i nadrabiać.

Wydolnościowo ok. Oddechu nie straciłem praktycznie nigdzie. Gorzej z nogami, a konkretnie skurczami, które są moją pieprzoną specjalnością i które przypętały się gdzieś od 30 km. Nie pomogło zasysanie zwiększonej ilości izotonika, nie pomógł żel, ostatnie 10 km to była masakra. Nie mogłem cisnąć na podjazdach, bo łapało mnie za czworogłowy. Zejście nie pomagało, bo pogłębiało skurcz i dołączał się dwugłowy. Zostało kuśtykanie na półzgiętych nogach, modlitwy żeby nie złapało na dobre przed końcem podejścia i bezsilne spoglądanie na wyprzedzających.

Zostały wysłuchane, bo dojechałem. Widziałem paru, którzy nie mieli takiego szczęścia - więc spoko i pozdrawiam, wiem co to za problem.

Gdyby nie to byłoby super - bo wydolnościowo, jak wspomniałem, dało się żyć i to zupełnie nieźle.

Jest to jednocześnie odpowiedź na pytanie, które sobie zadałem - czy warto sadzać tyłek na trenażer w zimie i co to daje. Więc odpowiadam, warto i daje tyle, że na wejściu w sezon przejeżdżasz 50 km w terenie i nie czujesz się tym zmasakrowany.

I tyle ;)


Kategoria Maratony