Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi Sol z miasteczka Warszawa. Mam przejechane 3435.45 kilometrów w tym 107.00 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 21.06 km/h i się wcale nie chwalę.
Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy Sol.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:225.97 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:12:05
Średnia prędkość:18.70 km/h
Maks. tętno maksymalne:184 (97 %)
Maks. tętno średnie:160 (85 %)
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:37.66 km i 2h 00m
Więcej statystyk
  • DST 42.00km
  • Czas 02:31
  • VAVG 16.69km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Karpaty zaliczylim

Sobota, 29 września 2012 · dodano: 06.10.2012 | Komentarze 1

te w Kampinosie of koz, po raz trzysta dwunasty w tym sezonie.

Start z parkingu w Roztoce, finisz tamoj tyż, a po drodze pętla przez Granicę do Górek i z powrotem.

Nie mam weny żeby obrazowo i zajmująco pisać o tym samym.

Korzenie byli, zjazdy byli, podjazdy tyż, piachu jakby mniej, a wszystko wykręcone na lekko - w sensie bez uczucia wylatujących z dupy nóg.

Od razu widać różnicę między kręceniem we wtorki i czwartki, a niekręceniem we wtorki i czwartki.

Kręcilim też co ciekawsze fragmenty, dowód czego załączam. Bywalcy wiedzą gdzie co i jak. Niebywalcy niech się przejadą, tylko niech zachowają odstęp ;)

Aha, spotkaliśmy (bo z Uxem tradycyjnie bylim) ciekawe okazy flory.



tudzież polujących na nie tubylców. Wskutek czego Szczebel okazał się wyjątkowo zatłoczony - w sensie że spotkaliśmy tam całe DWIE osoby. Hm, ciut nie Marszałkowska.

Houk

&feature=youtu.be




  • DST 44.30km
  • Czas 01:54
  • VAVG 23.32km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Takie tam srut

Czwartek, 27 września 2012 · dodano: 27.09.2012 | Komentarze 0

W momencie, w którym robię ten wpis powinienem zawijać do domu z okolic Kopca PW czy innych południowych okolic Wwy.

Ale plany wieczorne wzięły się dziś i pokomplikowały.

Jeżeli myślały, że zrobiły mnie w ten sposób w wuja, to się srodze pomyliły.

Bo tak się wpieniłem komplikacją, że doznałem strasznej niemocy za biurkiem swym w pracy mej.

W wyniku czego uznałem, że moja obecność w tym miejscu (biuro) i czasie (ok. 14:00) jest mocno przesadzona i się ulotniłem.

Ulotniłem się przebrać of koz, naduć bukłak i pokręcić. Margines mały bo niecałe 2 h - ale to ma swoje dobre strony, bo człek nie myśli wtedy o pierdołach tylko napiera.

Napierałem osiemstetpięćdziesiątąósmą pętlę przez Moczydło, Bema, Bielana, Kopiec, Agry i Rydza. Poszło całkiem płynnie, pewnie przez nieżyciową dla warsiawskich korków porę.

Więc teraz mogę z czystym sumieniem walnąć browar i poćwiczyć partie Smitha. Dziwne, zawsze myślałem że jest łatwiejszy niż Murray.

No więc nie jest.




  • DST 21.67km
  • Czas 00:59
  • VAVG 22.04km/h
  • HRmax 184 ( 97%)
  • HRavg 160 ( 85%)
  • Aktywność Jazda na rowerze

Szczęśliwice

Wtorek, 25 września 2012 · dodano: 25.09.2012 | Komentarze 0

Lubię jesień, bo jesienią jeździ się po nocy już o 19:00.

A ja lubię jeździć po nocy.

Lubię bo lubię, a poza tym lubię bo nie ma tłumów w parkach.

Np. na Szczęśliwicach gdzie się dziś udałem wiedziony sentymentem.

Albowiem to pierwsza miejscówka gdzie po zapadnięciu na cyklozę ćwiczyłem podjazdy. I gdzie się pierwszy raz niemal zrzygałem wskutek tegoż.

Dlatego miejscówka dość znienawidzona, a poza tym wyjeżdżona setki razy - więc nudna. Byłem na niej w tym sezonie może z dwa razy - za pierwszym mało nie rozjeżdżając migdalącej się parki, a za drugim wydalającego osobnika płci żeńskiej.

Szansa na takie przeszkody by night jest znikoma, a poza tym późno wróciłem i nie chciało mi się kręcić do Moczydła czy Agry. Bo w planach dzisiaj podjazdy były.

Więc odświeżyłem sobie wspomnienia na Szczęśliwicach. Że tak to ujmę - intensywnie było, jeszcze mnie skurcz za łydę czyma;)

Ale nie to jest ważne. Ważne, że mi się chciało.

Ale w sumie zawsze mi się kce coś zrobić (najczęściej rozpierniczyć) jak słucham miszczów ;)




  • DST 31.00km
  • Czas 01:36
  • VAVG 19.38km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Rdza

Sobota, 22 września 2012 · dodano: 22.09.2012 | Komentarze 0

mię ogarnęła – trza to uczciwie przyznać.

Trzeci tydzień z rzędu mam czas wychodzić tylko w weekendy, więc w sumie nic dziwnego. Ale inaczej niż w poprzednich sezonach zardzewiały nie tylko nogi i płuca, ale mózg jakby trochę tyż.

W sensie, że gdy mam wybór między tripem po ciemnicy (bo o ciemnicy głównie teraz wracam) - nawet króciutkim - a browcem w fotelu i pitoleniem Ajronów, wybieram pitolenie.

Wcześniej wybierałem kręcenie.

W sensie, że gdy weekend się zbliża, a ja w piątek snuję wielkie plany że-czego-to-ja-wpissdu-nie-pojadę, owe plany kurczą się gwałtownie nad ranem, gdy dzwoni budzik i przychodzi moment wcielenia planu w życie.

No nie chce mi się dupy ruszać po prostu.

To nie tak, że tak nie bywało. Bywało, tylko brałem się za kuper i jechałem.

A teraz …




Nieeee szanowni, nie będzie smędzenia ;) Będzie happy end.

Teraz powiedziałem chuja, dość, never oraz enough i cytując Kapitana Bombę, ekhm, „uderzamy przeciwnika frontalnie”*.

Otóż rdza mentalna dopadła mię dziś tyż. Dopadła niby skutecznie, bo nie wstałem o 6 i nie byłem w Roztoce o 7 tak jak to drzewiej bywało.

Ale to tylko na początku zdziro, myślałem se. Bo potem się zerwałem, ubrałem i pojechałem, wprawiając w konsternację tubylców mieszkalnych mych (o 11 to bardziej wracam niż wychodzę).

Wprawdzie nie zrobiłem jakichś kuffa setek kilometrów – ale olśniony nagłym przypływem logiki uznałem, że najlepszym sposobem na rdzę mentalną jest atak bananem.

No bo to przecież proste jest, że jak się nie kce, to nie ma co się zrywać o świcie i napierdalać jakichś megapętli po zimnicy i ciemnicy, modląc się o rychły koniec tripa. Trza wyjść i odczuć czystą przyjemność z jazdy, a tą przetworzyć na banana na ryju.

I takoż dziś uczyniłem - kręcąc absolutnie bez napinki i po prostu bawiąc się jazdą.

&feature=plcp

I co?

I nic. Zadziałało, bo rdza mentalna poszła się yebać i tyle.

BTW uczyniła to po tym jak rozgrzałem kulasy – musi jest wrażliwa na ciepło ;)

*Kapitan Bomba dzięki wybitnym zdolnościom ligwistycznym skompaktował to hasło do jednego słowa na "n". Nie będę cytował, jest zbyt genialne.




  • DST 50.30km
  • Czas 02:45
  • VAVG 18.29km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

MPK

Sobota, 15 września 2012 · dodano: 15.09.2012 | Komentarze 2

OMG

Wydawało mi się, że siedziałem na rowerze wczoraj. A tu się okazuje, że trzasnęły prawie dwa tygodnie - a ja nawet tego nie zauważyłem.

Robota to jednak bitch ;)

Odczułem tą przerwę, nie da się ukryć.

Mówiąc wprost - nie chciało mi się ruszyć dupy z łóżka. Na szczęście umówiłem się z Uxem i myśl, że stoi i moknie i bluzga na mię spowodowała, że wystawiłem lewą nogę. Prawa doszła sama, bo przypomniałem sobie, że dzisiaj przecież nie Szczebel.

Nie to żebym go nie lubił. Chodzi o to, że coś za często tam bywam i wyjątkowość tej miejscówki przestaje do mię pomału docierać.

Skoro nie Szczebel to siłą rzeczy MPK.

Skoro MPK to single od kamienia imć P. do SM, traska w SM, czarny/zielony do Kardiologii, fajny singiel nad kanałkiem, przelot czerwonym przez MPK (trochę nuda, ale solidarnie uznaliśmy, że dziś nam się nie kce na Trzy Korony, w sensie Borową, Zbójną i Lotnika), Mienia w tą, Mienia w tamtą i powrót do kamienia.

Było fajnie - bo tym razem nie zgubiłem drogi ;)

Fajnie było też dlatego, że fajne żarcie w knajpie było, w sensie tej na parkingu przy wjeździe na Mienię. Rosół kuźwa PRAWDZIWY z makaronem kuźwa PRAWDZIWYM DOMOWYM - omg zniszczyłem całość w minutę. Knajpa w Roztoce się chowa i wstydzi.

Przelot z powrotem niebieskim do czerwonego. Znowu trochę nuda, zwłaszcza że Ux tym razem postanowił nigdzie nie wyglebić i słowa dotrzymał ;).

Na osłodę i pożegnanie pozjeżdżałem sobie pod kamykiem. Schodki wbrew pozorom są dość francowate i dają uczucie ujeżdżania piłki do kosza. Ale są ok, podobnie jak tamtejsza okolica.




  • DST 36.70km
  • Czas 02:20
  • VAVG 15.73km/h
  • Aktywność Jazda na rowerze

Nie dla arachnofobików

Niedziela, 2 września 2012 · dodano: 02.09.2012 | Komentarze 0

OMG, musi ktoś zakopał na tym Szczeblu magnes, bo ciągle mnie do niego ciągnie.

Dzisiaj przyciągło mię wraz mistrzem Vasyą, częstym rezydentem Beskidu Żywieckiego (skąd skądinąd pochodzi), który w Warszawie się nudzi twierdząc, że piach i płasko.

Płaski piach zaiste jest do dupy, więc gdy padła propozycja wypadu pomyślałem od razu o Roztoce/Szczeblu, ewentualnie MPK.

Owszem - uprzedzając cmokanie z przekąsem - piach jest i tu, ale przynajmniej nie jest płasko, hehe.

Przybiliśmy niemal o świcie i zrobiliśmy klasyczną trasę czerwonym, kawałek niebieskim, kawałek magicznym skrótem, kawałek asfaltem, Szczebel w jedną, Szczebel w drugą, kawałek zielonym i magiczny skrót na koniec.

Cyferki- w sensie dystansu i średniej - nie powalają, ale wypad miał podłoże krajoznawcze, a poza tym Szczebel to interwał. Przepraszam - w sumie ok. 10 km interwału - więc sugeruję się nie sugerować, tylko spróbować samemu. Idę o zakład, że niejednemu szybciutko zrzednie to i owo ;)

Mistrz Vasya w każdym razie kiwał z aprobatą głową i nazwał Szczebel rodzynkiem na naszym piaszczysto-płaskim firmamencie. Yep, trudno się nie zgodzić.

Fakapów nie było i usterek tyż. Wszystko płynnie, wszystko sprawnie - ino sklep zamknęli, przez co nie było jak wprowadzić w obieg chmielu.

Aha, takiej ilości pajęczyn i pająków nie wziąłem na ryj chyba nigdy. Jeszcze na parkingu coś ze mnie uciekało, a zdejmowanie kasku przypominało odklejanie plastra. Fajne, ale arachnofobikom nie polecam ;)

Zdjęć mało, bo się nie chciało. Wolelim kręcić.