Info

Suma podjazdów to 0 metrów.
Więcej o mnie.

Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Wrzesień1 - 4
- 2013, Sierpień6 - 6
- 2013, Lipiec3 - 0
- 2013, Czerwiec4 - 7
- 2013, Maj4 - 3
- 2013, Kwiecień5 - 11
- 2013, Marzec2 - 15
- 2013, Luty3 - 0
- 2013, Styczeń3 - 8
- 2012, Październik4 - 0
- 2012, Wrzesień6 - 3
- 2012, Sierpień6 - 8
- 2012, Lipiec6 - 6
- 2012, Czerwiec7 - 13
- 2012, Maj4 - 10
- 2012, Kwiecień8 - 10
- 2012, Marzec12 - 0
- 2012, Luty12 - 4
- 2012, Styczeń3 - 5
- DST 44.00km
- Czas 02:45
- VAVG 16.00km/h
- Aktywność Jazda na rowerze
Wujnia z niewielką domieszką grzybni
Wtorek, 3 lipca 2012 · dodano: 03.07.2012 | Komentarze 3
Ostatnia przebieżka przed wypadem do Zawoi miała być z grubsza powtórką tego co ostatnio - tyle że w wymiarze mini, bo obejmującym Moczydło, Bema, Bielana i efffętualnie kopiec PW.
Ale Uk, który już może napędzać koła swe, uparł się że kce na Kazoorę.
Uparł się na Moczydle BTW, czyli w odległości dość dalekiej od Ursynowa. Przy okazji uparł się też mocno.
Nie walczyłem więc z tym uparciem, bo mi się nie kciało. Ruszyliśmy i tyle.
Po czym po jakichś 200 m piznął mi z tyłu Foss.
Nic to, pomyślałem, ponoć się sam uszczelnia, dopompuję i będzie git.
Wcisnąłem pompkę i dmuchnąłem dwa razy, po czym pompka została mi w ręce razem z zaworem.
Foss sross i co za wujnia rzekłem se, rozpoczynając wypych w kierunku domu. Ale Uk podjechał i mię oświecił, że niedaleko jest przecież nowy Erbajk i MOŻE jeszcze jest czynny.
Faktycznie był, kupiłem zwykłą Kendę, zmieniłem i zrobiło się git. Resztki Fossa kopnąłem w dupę i umieściłem w pobliskim koszu, gdzie jak od dzisiaj uważam jest miejsce docelowe tegoż produktu.
Przy okazji wydarzyła się wujnia nr 2, która polegała na tym iż serwisant poproszony przez Uka o poluzowanie zapieczonego pedała odparł, że ma to w dupie. No cóż, przynajmniej był szczery.
Niezrażeni wujniami ruszyliśmy dalej prosto w wujnię nr 3, która miała postać nieba, które uczyniło się granatowe i błyskać jęło. I to akurat nad kopą Cwela, przepraszam Cwila, do której ochoczo zmierzaliśmy.
Przestaliśmy więc zmierzać chroniąc się pod wiaduktem przy GalMoku. Po czym po jakichś 5 minutach Uk stwierdził, że się przejaśnia i że trza ruszać. Więc ruszyliśmy. No i mniej więcej wtedy zaczęło mocniej padać.
Nie zraziło mię to, bo to przyjemna odmiana po wcześniejszym piecu była. Poza tym szybko przestało.
Kopę Cwila zaliczyliśmy na raz. Nie ukrywajmy - jest nudna jak wykład z teorii lotu muszek owocówek. Udaliśmy się więc na rzeczoną Kazoorę.
Na tejże wydarzyła się wujnia nr 4 - w postaci nawierzchni. Nawierzchni, która mazią się stała i to jakąś taką perfidną, co rowerom tańczyć każe, na boki kładzie je, zalepia dokumentnie napęd, tudzież hample.
I nie to że błoto, jakiś półpłynny piach był to, który chrupał w łańcuchu aż się echo ulicami niosło. Prawdziwa wujnia z grzybnią.
Zamiast więc zażywać zabawy podjazdowo-zjazdowej udaliśmy się na quest for myjnia.
Odbywszy questa wróciliśmy grzecznie zuruck.
Przez te wszystkie wujnie nie popaczałem ile wyszło. A że mi się nie chce teraz paczeć, to nie wpiszę i wuj.
Wolę posłuchać riff-miszczów:
Dobranoc.